Forum Forum RPG Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Pewnego razu na Dzikim Zachodzie...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum RPG Strona Główna -> Sesje
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kud*aty
PostWysłany: Nie 2:09, 22 Lis 2009 Powrót do góry


Dołączył: 04 Lut 2007

Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Busko-Zdrój

Miasteczko Ocklebarry było, a właściwie dalej jest jedynym ośrodkiem cywilizacji w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Wygląda ono jak każde zwykłe, niczym niewyróżniające się miasto w tych terenach. Ludzie tam żyjący znają się nawzajem i najczęściej żyją ze sobą w zgodzie, lecz nawet tak przyjemna i niemalże rodzinna atmosfera nie potrafi uchronić ich przed różnego rodzaju konfliktami. Bywa tak, że miasteczko podzieli się między sobą, lecz spory zwykle nie trwają długo, a strony konfliktu szybko zapominają o urazach. Jak wszędzie obcy zazwyczaj traktowani są z dystansem. Tacy osobnicy mogą nieść ze sobą chaos czy spustoszenie więc najlepiej by opuścili miasto jak najszybciej. Oczywiście nikt nikogo nie będzie tu wyganiał, chyba, że nieproszony gość zacznie sprawiać problemy. Osobą sprawującą największą władzę jest szeryf. Każdy w mieście darzy go pewnym zaufaniem. Jeszcze nigdy nikogo nie zawiódł, więc cieszy się pełnym szacunkiem. Posiada on swój komisariat w środkowej części miasta przy jedynym w tym miasteczku skrzyżowaniu, które dzieli Ocklebarry na cztery części. Komisariat szeryfa jest jednym z trzech najbardziej popularnych budynków w miasteczku. Pozostałe to Baru u Toma - jedyna knajpa w mieście usytuowana naprzeciwko komisariatu, w której oprócz spożycia ciepłego posiłku i piwa można również wynająć pokój - i dom-szpital doktor Quinn znajdujący się w zachodniej, najspokojniejszej części miasta. Dr. Quinn to samotna, ok. trzydziestoparoletnia kobieta znająca się na swym fachu jak nikt inny. Posiada odpowiednie narzędzia potrzebne do zabiegów, które przeprowadza. Zna się również na ziołach oraz jest znakomitą kucharką. Jest powszechnie lubiana, w mieście żyje od kilku lat.



Tom O'Sullivan to właściciel baru. To niski łysiejący mężczyzna z lekką nadwagą dochodzący czterdziestki. Jest dobrym źródłem informacji w mieście, gdyż można śmiało stwierdzić, że to właśnie przez jego knajpę przewinie się najwięcej osób dziennie, ponadto wiadomym jest, że każdy obcy w większości przypadków zawsze na początek udaje się do baru. To właśnie od takich ludzi Tom ma okazję dowiedzieć się co nowego słychać w wielkim świecie.



Kolejną znaną osobistością jest Dave Matthews. Robota, którą się trudni budzi wśród ludzi mieszane uczucia, ale mówią, że żadna praca nie hańbi. Facet jest grabarzem i najwyraźniej lubi swoją pracę, choć tak na prawdę to kto go tam wie. Jak każdy prawdziwy mężczyzna, wyskoczy od czasu do czasu na piwo lub coś mocniejszego. Chcąc nie chcąc utrzymuje on bliższe kontakty z miejscowym księdzem Charlsem Bodlerem. Ksiądz Charls jest dobrym człowiekiem, który każdemu jest w stanie poświęcić czas. Mieszka obok małego kościółka, który jest najdalej na północ wysuniętym budynkiem.



Życie w tym miasteczku toczy się swoim własnym rytmem. Ludzie lubią swoje życie i cenią sobie swoją niezależność.

**************************************************************************

Tom O'Sullivan właściciel "Baru u Toma" siedział sobie wygodnie na taborecie tuż przy ladzie. Z ust wystawał mu kawałek przeżutej wykałaczki, w ręce natomiast trzymał do połowy już opróżniony szklany kufel z piwem. Wyglądał na około czterdzieści, może czterdzieści pięć lat choć w rzeczywistości miał ich trzydzieści osiem. Powodem ciągłego postarzania Toma mogło być łysienie, które dopadło go trzy lata temu. Na pierwszy rzut oka mężczyzna ten nie przykłada zbyt dużej wagi co do wyglądu. Ma gęsto rosnące wąsy i kilkudniową brodę. Ubrany jest w koszulę, która kilka tygodni temu mogła być biała, teraz natomiast można ją uznać za ciemno-kremową z domieszką żółci. Na owej koszuli mężczyzna nosi najzwyklejszą bordową kamizelkę, która zawsze jest rozpięta. Od pasa w dół ubrany jest w najprostsze spodnie pasujące krojem do koszuli oraz zwykłe skórzane buty. Tom odstawił kufel na ladę i położył rękę na leżącej mu na kolanach dwururce. Była to broń, która nie raz nie dwa odstraszała obcych przed chęcią zrobienia w barze jakiejś rozróby. O'Sullivan umiał się nią posługiwać, lecz czynił to niezwykle rzadko. Odłożył powoli broń pod ladę i ponownie sięgnął po kufel. Dwa potężne hausty starczyły by opróżnić szkło i dostawić je do innych, czekających na mycie. Tom rozejrzał się po swoim dobytku. Tuż przy ladzie, blisko miejsca, w którym siedział, leżała wielka beczka wypełniona piwem. Po prawie całej długości baru, w odległości 1,5m od lady stała długa półka zastawiona różnymi alkoholami, talerzami i szklankami. W całym pomieszczeniu było osiem stołów. Przy każdym stole stały cztery krzesła. W rogu pomieszczenia znajdowała się klatka schodowa prowadząca na pierwsze piętro do pokoi, które można było wynająć. Obok klatki schodowej za drzwiami znalazło się trochę miejsca na wychodek, natomiast za barem znajdowała się kuchnia, w której od 7 do 15 i od 15 do ostatniego klienta zawsze znajdowała Kate - dwudziestoczteroletnia dziewczyna dorabiająca sobie przed ślubem albo Sandra czterdziestodwuletnia przysadzista kobieta z zawodu kucharka. Obie kobiety pracują uczciwie i sumiennie toteż dostają godziwą zapłatę. Gdy O'Sullivan skończył podziwiać swój bar podniósł się z taboretu, zebrał wszystkie brudne kufle i zaniósł do kuchni, gdzie Sandra zaczęła je natychmiast czyścić. Pięć minut później barman stał już przy ladzie i popijając piwo wycierał mokre kufle w miarę czystą ścierką. Ten dzień zaczynał się jak każdy...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bulny
PostWysłany: Nie 13:16, 22 Lis 2009 Powrót do góry


Dołączył: 11 Lip 2007

Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Słońce już od jakiegoś czasu górowało na nieboskłonie dając o sobie znać mieszkańcom miasteczka. Promienie światła wdzierały się w każdy zakamarek, uporczywie szukały szpar w deskach, oraz innych miejsc przez które mogłyby się dostać by razić chowających się przed nimi ludzi. Jedne z takich promieni właśnie przebiły się przez szpare w dachu niedużego domku, położonego w pobliżu cmentarza, który wyglądem bardziej przypominał wielką szopę, niż miejsce w którym ktokolwiek mógłby zamieszkać. Mimo to na posklecanym z przygodnych desek łóżku leżał młody, długowłosy mężczyzna, który zdał sobie sprawę iż dalszy sen nie ma sensu.

Dave Matthews - bo tak sie nazywał - miał dwadzieścia dwa lata, sprowadził się do Ocklebarry około trzy lata temu. Przybył tu jak mówił z gór w Colorado, z dwoma dolarami w kieszeni i starą schorowaną chabetą, która padła tuż po przekroczeniu tabliczki z nazwą miasta. Nie mając wtedy gdzie się podziać, udał się do miejscowego kapłana, który zaoferował mu nocleg i wyżywienia w zamian za zajęcie posady miejskiego grabaża. Jego poprzednik niestety umarł na gruźlicę. Praca nie była trudna, śmierci w takich mieścinach nie zdażają się często. Polegała ona głównie na utrzymywaniu porządku na cmentarzu oraz pilnowaniu, aby żadnemu złodziejowi albo innemu szubrawcowi nie przyszło do głowy bezcześcić grobów. Mimo to ludzie patrzyli na niego niekiedy niechętnie, głównie przez pryzmat tego iż jego chata znajdowała się niemalże w centrum, niedużego miejskiego cmentarza.

Dave nie był wcale dobrze zbudowanym chłopakiem. Miał około 175 centymetrów wzrostu i ważył trochę ponad 60 kilo. Nosił długie, ciemnobrązowe włosy i gładko przystrzyżony wąsik. Miał ciemne oczy, wręcz tak czarne iż nie było widać źrenic, co też często niepokoiło rozmówców. Mimo to wyraz jego twarzy wskazywał na to iż chłopak jest dobroduszny oraz sympatyczny. Tego poranka ubrany był jak zwykle w białą koszulę, która, dzięki uprzejmości gospodyni księdza - pani Jones - była zwykle w nienagannym stanie, oraz brązowe spodnie.

Gdy wstał zabrał się wpierw za toaletę. Ogolił się, używając do tego stalowej miski, oraz pękniętego w połowie lustra, po czym umył się tak jak nakazuje kultura. Pani Jones niestety miała wolne z powodu choroby swojej córki, więc Dave nie mógł raczej liczyć na pyszną jajecznicę na bekonie, którą tak dobrze robiła. Po chwili zastanowienia założył swój jasny kapelusz, oraz czarną kamizelkę, wciągnął czarne skórkowe buty na nogi i udał się w stronę baru pana O'Sullivana, gdzie mógł liczyć na dobry posiłek za parę centów. Przy okazji zastanowił się co ma dzisiaj do roboty. Trzeba było dokończyć klomb przy grobie państwa Warwicków oraz naprawić krzyż na mogile jakiegoś bezimiennego, który to dwa dni temu zniszczyli jacyś gówniarze, do tego, z braku lepszego zajęcia można by pomóc księdzu, który od tygodnia zajmował się budową dzwonnicy.

No ale aby to wszystko zrobić, nie obedzie się bez porządnego śniadania. Dave zszedł więc z pagórka na którym znajdował się cmentarz i kościół, po czym skierował swe kroki do baru u Toma...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Blady.13usko
PostWysłany: Wto 21:15, 24 Lis 2009 Powrót do góry


Dołączył: 24 Lis 2009

Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Bummm!

Jakiś potworny huk wyrwał Jahna O’Cornera ze wspaniałego snu. Sheriff, bo taką właśnie funkcję w wiosce pełnił O’Corner, powoli otworzył opuchnięte, ciężkie powieki i począł wpatrywać się w drewniany strop wiszący nad jego głową. Był to trzydziesto-ośmioletni, niegdyś dobrze zbudowany mężczyzna, którego twarz zaczęły rozcinać pierwsze zmarszczki. Między kruczoczarnymi włosami, i długimi, sumiastymi wąsami coraz gęściej zaczęły pojawiać się srebrne ślady siwizny. Były to nie tylko oznaki nieuchronnie upływającego czasu, ale też kłopotów targających Johnem i piętno jakie wypalił na nim alkohol. Mimo swojego nałogu, nikt w wiosce nie mógł narzekać na to że Sheriff źle pełni swe obowiązki. Sam O’Corner, chodźby niczego już nie mógł utrzymać w swej ręce, rewolwerem zawsze trafi do celu. No, może prawie zawsze. Ubrany był w niedgyś białą koszulę i stare przecierające się już jeansy. Przywykł on już do spania w komisariacie. Ba, nawet mu to bardziej odpowiadało. I chodź jego mieszkanie znajdowało się zaledwie piętro wyżej, to mało w nim przebywał. Twarda, mocno podarta prycza znajdująca się w jednej z dwóch cel na komisariacie była zarezerwowana zawsze dla niego.

Przez brudne okno, do zadymionego pomieszczenia wpadał szeroki promień słonecznego światła.
W otwartych drzwiach posterunku O’Corner dostrzegł młodego Scotta Abotta. Był to dwudziesto letni, wysoki blondyn, przez wszystkich tutaj znany jako trzeci syn starego Abotta prowadzącego farmę w pobliżu miasteczka. Na posterunku przebywał jako drugi po Johnie, i zarazem ostatni pracownik. Oficjalnie przypadało mu stanowisko zastępcy Sheriffa. Tak naprawdę jednak jego obowiązki były bardzo ograniczone.

Sheriff John, powoli, wywlekł nogi spod szarego koca i postawił je na drewnianej podłodze, a następnie zaczął wkładać wysokie, skórzane buty dotychczas stojące obok pryczy. Jego głowę przeszywał ogromny ból.

- Chodź Scott i zamknij drzwi. – odezwał się ochrypłym, ale potężnym głosem Sheriff do młodego chłopaka który już zdążył się przyzwyczaić do widoku przełożonego w tak podłym stanie – Zajmij się papierkową robotą. Musimy wysłać jutro raport.
- Tak jest.

Po wsunięciu na stopy skórzanych butów, John podniósł z ziemi swój kapelusz, i po otrzepaniu go z kurzu, założył na głowę. Szybkim krokiem ruszył przed posterunek po drodze zdejmując z wieszaka długi, skórzany płaszcz. Przystanął chwilę, jak codziennie na werandzie opierając się o drewniany filar, aby poobserwować znajomych ludzi chodzących po drogach. Wyjął z kieszeni koszuli metalową papierośnicę, lecz nieznaleziwszy w niej żadnego papierosa skierował swe kroki na drugą stronę ulicy – do Baru u Toma. Rozchyliwszy drzwi przywitało go kilka znanych głosów.

- Witaj Sheriffie
- Cześć John

- Cześć chłopaki – odpowiedział na raz wszystkim znajdującym się przy stolikach.

Podszedł do baru i usiadł na swym ulubionym, wysokim krześle obok miejsca w którym najczęściej siedział Tom O'Sullivan. Wyjął z kieszeni płaszcza gruby plik banknotów i położył je na ladzie.

- Cześć Tom. To powinno wyzerować moje długi względem Twej kasy. Zobacz czy wystarczy. I jakbyś mógł to nalej mi tego co zwykle bo strasznie mnie dusi... A, i może masz jakiegoś papierosa. Dopisz do nowego rachunku.

Odwrócił się podpierając prawy łokieć na blacie, aby jeszcze raz popatrzeć przez okno na zakurzoną ulicę miasteczka za którą widać było drewniany komisariat. Wtedy to dostrzegł nieznajomą postać. Do wioski, na białym koniu, wjeżdżał właśnie jakiś podróżny, którego połowę twarzy zasłaniała przewiązana chusta. Przez chwilę wpatrywał się w niego próbując wywnioskować czy to jakiś cowboy czy przestępca uciekający własnie do Mexyku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blady.13usko dnia Śro 12:52, 25 Lis 2009, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum RPG Strona Główna -> Sesje Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare